Kampania wyborcza a Google, czyli jak to się robi w Polsce
Kampania prezydencka zmierza ku końcowi, sztaby wyborcze obu kandydatów mocno finiszują starając się przekonać tych, którzy nie zdecydowali się na kogo oddadzą głos. Jednak nie o agitacji i programach wyborczych będzie ten tekst. Zachęcony krążącym wśród znajomych linkiem, który kreuje jednego z kandydatów na sympatyka dobrej zabawy i modnej muzyki:
Nawet niezłe i pomysłowe, aczkolwiek wykonanie lekko niechlujne (rozpoczynanie każdego wyrazu wielką literą w pierwszym wersie opisu – w drugim już tego brak).
Zachęcony tym przykładem postanowiłem przyjrzeć się sprawie i sprawdzić czy jest to jednorazowy wyskok, czy też ktoś zaczął na serio traktować wyszukiwarkę jako kanał dotarcia do potencjalnego elektoratu. Z racji profilu działalności naszej firmy pozwolę sobie pominąć inne formy aktywności kandydatów w Internecie.
Krótkie poszukiwania pozwoliły na konstatację, że cała sprawa ma szerszy zasięg. Pozwalam sobie zatem przedstawić krótki przegląd aktywności kandydatów na prezydenta w najpopularniejszej wśród Polaków wyszukiwarce.
Czyli klasyka, link AdWords poprawnie skonstruowany- wyświetlany na pozycji premiowanej, osoba zarządzająca kampanią dba o to, aby nie zostać wyprzedzonym przez media próbujące wygenerować ruch korzystając z popularności kandydata.
Link sponsorowany to jednak nie wszystko i przyglądając się wynikom naturalnym można wrzucić kamyczek do ogródka osób/agencji opiekujących się wizerunkiem kandydata w Internecie:
Na trzeciej pozycji wynik wybitnie negatywny – prężna agencja SEM dałaby sobie radę z tym bez problemów, zatem tutaj minus.
Przejdźmy na drugą stronę „mocy”. Tutaj spotyka mnie niemiła niespodzianka, gdyż jeszcze w południe, przygotowując się do pisania tekstu spotkałem linki sponsorowane drugiego z kandydatów. Zaniechałem wtedy wykonania zrzutu z ekranu ufając, że wieczorem uczynię to spokojnie i bez problemów. Niestety. Po wpisaniu w okno wyszukiwarki imienia i nazwiska drugiego kandydata jedyne co ujrzałem to:
Po głębszym zastanowieniu, stwierdziłem jednak, że nie musi być to wcale zły znak dla Pana Kaczyńskiego. Być może internauci częściej wybierali link z przekierowaniem do Jego strony i wyczerpał się budżet dzienny np. ;) Na plus można również zapisać brak negatywnych odnośników w wynikach naturalnych.
To w zasadzie tyle, jeśli chodzi o Google, w sieciach kontekstowych nic wielkiego też się nie dzieje. Szału nie ma, ale widać, że partie polityczne zaczynają dostrzegać możliwość dotarcia do wyborców poprzez Internet – w tym również wyszukiwarki. Być może kiedyś doczekamy się kampanii w Internecie porównywalnej do tej, którą można było zaobserwować podczas ostatnich wyborów prezydenckich w USA. Następne okazje już niedługo – jesienią czekają nas kolejne wybory.